środa, 22 marca 2017

Relacja z kursu intro to cave

Wyjazd do Meksyku z wyborem centrum nurkowego, instruktora jaskiniowego i przygotowanie, żeby jak najoptymalniej wykorzystać czas na miejscu to sprawa nietrywialna. Warto do tematu podejść z rozwagą, zwłaszcza, że ceny kursów jaskiniowych mogą przyprawić o zawrót głowy.
 
W internecie można znaleźć sporo opinii o rekomendowanych centrach, najlepszych instruktorach i takich, których warto unikać. Jest też trochę samych informacji o samym kursie, wymaganej konfiguracji i przygotowaniu, ale nie wszystko. Z tego powodu postanowiłem zebrać trochę rzeczy opartych na własnych doświadczeniach, żeby innym podchodzącym do tego samego tematu było łatwiej, głównie skupiając się na aspektach, które nie łatwo było wynaleźć na forach czy zasięgając opinii innych. W skrócie przedstawię też najciekawsze aspekty kursu i poznanych umiejętności, żeby na swoim przykładzie pokazać, czego można się spodziewać i co warto ćwiczyć już przed wyjazdem - ale podkreślam, że żadna teoria nie zastąpi praktyki z prawdziwym instruktorem. 
 
Chikin Ha - pickup załadowany butlami
 

Wybór centrum

 
Obecne na Jukatanie są dziesiątki centrów oferujących szkolenia cave'owe i toury cavernowe. Z definicji odrzucił bym wszystkie, które nie specjalizują się tylko i wyłącznie w jaskiniach i nurkowaniu technicznym. Jak jakieś centrum ma w ofercie dodatkowo "snoorkeling z żółwiami" - nie jest to centrum w którym chcesz się szkolić.
 
Sam byłem świadkiem jak do jednego cenotu przyjechała grupa około dwudziestu Azjatów, w konfiguracji jedno-butlowej, którzy pod okiem dwóch lokalnych przewodników (czyli jeden guide na 10 osob), robili nurkowania cavernowe. Dziesięć osób czekało na słońcu w piankach, aż reszta się ubierze, jedni pozapominali pletw, inny mieli za ciasne pianki... Nie wyglądało to ani przyjemnie, ani nawet śmiesznie. W grupie panował taki chaos, że nadawało się to idealnie na rozdział z książki o wypadkach nurkowych. Nie wspominając nawet jaką szkodę musiało to wyrządzić jaskini w której nurkowali.
 
Po odrzuceniu takich centrum jest już dużo łatwiej - bo zostaje zaledwie kilka. Tutaj różnice są subtelne i większość z nich reprezentuje naprawdę najwyższy poziom. Warto przewertować dobrze ich strony, bo zawierają dużo informacji a propos przygotowania i najlepiej umówić się na jakiegoś skype z instruktorem lub wymienić trochę maili przed ostatecznym wyborem.
 
Warto sprawdzić inne aktywności instruktora (min. działalność eksploracyjną, doświadczenie czy opinie studentów. Instruktor powinien być wymagający i potrafić przekazywać wiedzę). W ostateczności zdecydują niuanse takie jak lokalizacja czy najlepszy kontakt z daną osobą - w końcu spędzicie z nią dziesiątki godzin.
 
Na koniec dodam, że wraz z popularyzacją nurkowania jaskiniowego potencjalni kursanci też nie zawsze świecą przykładem (i tu niestety bardzo często ci z Polski). Kilkukrotnie słyszałem historie zapytań od potencjalnego kursanta czy centrum jest mu w stanie "zagwarantować na piśmie", że w ciągu 9 dni zrobi full cave'a (przykład instruktora z polski) lub czy nie dało by rady zrobić full cave'a trochę szybciej bo będzie w Meksyku tylko 7 dni :) Jeżeli centrum da Wam taką gwarancję to również powinien to być sygnał ostrzegawczy, że chyba coś jest nie tak.
 
Teoria i ćwiczenia na "sucho" w centrum Under The Jungle

Struktura kursu

 
Kurs TDI Full Cave sklada się z trzech części
- Cavern
- Intro to Cave (skillsy z cavern przeniesione do jaskini + lost diver + lost line)
- Full cave (dodatkowo złożona nawigacja, trawersy, jumpy itp.)
 
Tutaj po więcej info polecam odwiedzić kilka stron min:
www.scubaboard.com - dzial cave
 
Czasami cavern jest poprzedzony intro to tec lub adv. sidemount w zależności od poziomu zaawansowania.
Dobra wiadomość jest taka - że im dalej w kurs tym jest łatwiej. Najwięcej problemów sprawiają podstawy i opanowanie do perfekcji podstawowych umiejętności na których opiera się cała reszta.
 
Przed przystąpieniem do kursu wydawało mi się, że moja pływalność, trym czy techniki pływania w płetwach są całkiem dobre(:)), ale sprawdzałem to najczęściej na platformie skupiając się tylko na nich.
Ale czy tą samą pływalność i trym jesteś w stanie utrzymać mając w jednej ręce kołowrotek, w drugiej latarkę, sprawdzając ile masz gazu i kątem oka śledząc światło partnera? A może jeszcze w międzyczasie pech sprawi, że będziesz mieć freeflow? Tutaj można się naprawdę zdziwić:)
 
Ćwiczenia poręczowania - tie off'y
 
 
Kolejna rada praktyczna - nie polecam łączenia kursu z potencjalną nadzieją na zwiedzanie popularnych cavernów czy piękne zdjęcia z jaskini - to nie idzie w parze. 
Dodatkowo coraz więcej wypadków zdarza się niedoświadczonym adeptom fotografii, więc kurs nie jest to ani czas ani miejsce, a doświadczony instruktor zapewne znajdzie sposób, żeby udowodnić Wam, że nie jesteście jeszcze tak dobrzy, żeby wnosić aparat do jaskini:)
Oczywiście wszystko w granicach rozsądku i wszystko jest dla ludzi - ale warto zdawać sobie z tego sprawę.
 
Sam kurs najczęściej jest bardzo intensywny i standardowy dzień wygląda tak, że zaczyna się ok. 8.30 rano (o 7:00 w marcu wstaje słońce), najpierw jakaś teoria i klarowanie sprzętu/zmiany konfiguracji, wyjazd do cenotów i powrót ok. godziny 19 (zmierzch).
Ponieważ my byliśmy z rocznym dzieckiem, ale dość długo, bo łącznie 16 dni to dzięki uprzejmości Under The Jungle udało się to zorganizować tak, że czasami robiliśmy ok. pół dnia (wtedy koniec o 16 :)).
Niektóre z cenotów są cywilizowane i jest jakaś restauracja/kanapki na ciepło czy lokalne specjały, a niektóre z nich zupełnie nie - wtedy kupowaliśmy tortas/tacosy od lokalnych w drodze do cenotu.
 
Jak już wrócisz do domu po 19 to twój dzień się jeszcze nie skończył - to jest czas, żeby douczyć się teorii, albo np. potrenować na sucho poręczowanie i tie-offy :)
 
Dodatkowe ćwiczenia "po godzinach" :)
 

Dzień 1 - Poprawki w konfiguracji i pasywna komunikacja

 
Zaczęło się dosyć lekko w pierwszy dzień przerobiliśmy teorie powstawania jaskiń, pasywna komunikację i wybraliśmy się do pierwszego cenotu Tajma Ha.
 
Przed nurkowaniem porównaliśmy sprzęt i dokonaliśmy kilka bardzo brutalnych dla mnie poprawek konfiguracji:
- butt plate wyleciał kompletnie
- moje opaski na butle na rzepy zostały w torbie - w meksyku wszystkie butle maja z opaskami metalowymi
- moje bungee zostały zamienione gumowymi dętkami
- goodman wyleciał i dostałem uchwyt na kask do ćwiczenia pamięci mięśniowej
 
Nurkowania zaczęliśmy od protokołów
- buble check
- equipment matching
- dive planning and visualisation
które zostały na początek pokazane przez instruktora.
 
Ponieważ wcześniej nie nurkowałem zbyt dużo na butlach Alu (praktycznie wcale), to umówiliśmy się, że ten dzień przeznaczamy głównie na wyważanie i poprawki w konfiguracji.
Nat zabrała mnie na mały tour po cavernie, gdzie miałem ćwiczyć komunikacje światłem, ustawianie się względem liny jako członek zespołu nr 1 i 2 oraz notować punkty referencyjne takie jak haloklina, prądy, znaczniki na linie itp.
W ramach tego nurkowania Nat kilkukrotnie zasłoniła swoja latarkę lub zatrzymała się i zapisywała czasy po których zauważę, ze nie ma jej światła. Nie uprzedziła mnie o tym.
Jednego razu zorientowałem się dopiero po półtora minuty, co w jaskini znaczy tyle, że partner od ponad minuty jest poza zasięgiem naszego wzroku, gdzieś z tylu w korytarzu, prawdopodobnie za którymś z kolei minionym zakrętem.
Tutaj ujawniły się dwa problemy - nie tylko moja nowość w środowisku jaskiniowym, ale również moje zbyt mocne i szerokie światło, które przysłaniało poświatę zza pleców.
Druga wada światła (Gral gl7 z 11ah aku) - jego max czas trwania na pełnej mocy to 120minut. Jest to zdecydowanie za mało no powtórzeniowe nurkowania jaskiniowe.
Na koniec nurkowania zostałem odpytany również o pozostały gaz - 170/170 (równo) - tu mimo, że nie byłem uprzedzony wypadłem całkiem nieźle.
 
Strefa cavern
 

Dzień 2 Propulsion and kicking techniques

 
Drugie dzień zaczął się dla mnie bardzo brutalnie. Ponieważ mam tendencje do pływania z głową w dole, żeby poprawić mój trym zaczęliśmy od uprzęży:
 - opaski na butlach poszły na środek butli, żeby obniżyć butle względem ciała
 - cięższy balast do dolnych kieszeni worka xdeep
 - znaczne skrócenie uprzęży i dopasowanie jej do tego stopnia, że nie było centymetra luzu (bardzo nie lubię takich zmian, bo powrót do skafandra suchego mocno boli) 
 - wyrzucenie gumowych o-ringów xdeepa i zastąpienie metalowymi do wygodniejszego przepinania butli
- wszystkie zbędne d-ringi i o-ringi wywalone
- nóż eazzycut zmienia pozycje na lewe ramie, ponieważ na pasie nie ma już miejsca
- bungee worka skrócone do zera
 
Chikin Ha - konfiguracja bez butt-plate
 
 
Nurkowania zaczęliśmy od podstawowych technik manewrowania płetwami. Poprawa trymu i lekkie korekty techniki zdecydowanie poprawiły mojego back-kicka, w co aż nie dowierzałem, ale bez problemu zaczął wychodzić mi bez płetw! Przetrenowaliśmy również helicopter turn'y, modified flutter kick'a, zatrzymywanie się przed ścianą itp.
 
Back-kick na sucho
 
 
Nadszedł czas na pierwsze drill'e. Zaczęliśmy od regulator switch i v-drill. Tutaj pierwszy kubeł zimnej wody. Podczas ćwiczeń musiałem pozostać w kontakcie wzrokowym z instruktorem i nie zmienić swojej pozycji pod wodą. Niestety za każdym razem jak skupiałem się na ćwiczeniu, zdryfowałem ze swojej pozycji albo myliłem coś w sekwencji (np. klip regulatora na długim wężu do dringu). Próbowałem również zbyt szybko wykonywać wszystkie ćwiczenia co było receptą na katastrofę). Zdarzało się też, że byłem zbyt blisko ściany jaskini i ruszając płetwami wytrącałem osad.
 
Od tej chwili zacząłem na dobre odczuwać intensywność i poziom trudności tego kursu.
Po fali negatywnego feedbacku otrzymałem kilka wskazówek min. że nie powinienem skupiać się na niczym dłużej niż kilka sekund i jeżeli zauważę, że to robię to przerwać tą czynność i skupić się jedynie na pływalności i trymie. Jeżeli tego nie opanuje to nie ma sensu zaczynać niczego innego - o wpływaniem do jaskiń nawet nie marząc.
 
 
 
 

Dzień 3 - regulator switch, s-drill, v-drill

 
Dzień trzeci zaczęliśmy od kontunuowania wszystkich możliwych drilli. Pierwsze nurkowanie było tragiczne. Nat rozwinęła linkę i do bólu trenowałem wszystko, tak, żebym nie stracił ciasteczka (cookie) nawet na chwilę z oczu - z różnym skutkiem. Czasami ćwiczenie które powinno zajmować 2 min. zajmowało mi 10, bo jak traciłem kontrole zaczynałem od podstaw - od oddechu, kontroli i ustabilizowanie pływalności.
 
 
Po całym dniu morderczej praktyki końcowka dnia zaskoczyła mnie efektami - zacząłem, zmieniać regulatory, zakręcać automaty i dzielić się powietrzem nie ruszając się nawet na parę cm. Jeżeli zauważałem, że dryfuje robiłem jednego back-kick'a i wracałem do pozycji (nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem go używać).
 
 

Dzień 4 - equipment failures

 
Zaczęliśmy w cenocie Carwash od utrwalenia wcześniej poznanych drilli. Następnie przeszliśmy do ćwiczenie wszystkich możliwych awarii sprzętu i radzenia sobie z nimi pod wodą (bez zmiany trymu i pozycji:)). Poszło to całkiem nieźle, aczkolwiek prawy d-ring trochę mam zasłonięty przez pierwszy stopień więc jeszcze małe modyfikacje bungee. Pozycja trym i kontrola jeszcze nie zawsze taka jak można by tego oczekiwać.
 
Cool sanitariat Carwash:)
 

Dzień 5 - stress circut and black mask

 
Pierwszy dzień z nowym instruktorem i zaczynamy od cwiczeń na sucho line protocols. Ćwiczymy poruszanie się po linie bez widoczności w teamie, podstawowe znaki i procedury.
Następnie jedziemy do cenote panderosa sprawdzić to w praktyce. Instruktor rozwija poręczówkę pomiędzy rożnymi skałami robiąc okrąg, różnie ciasne miejsca, zmiany pływalności itp.
Dostaje czarna maskę i pierwsze zadanie to zrobić okrąg i poznać charakterystyczne miejsca i komunikować się z partnerem. Czas mam dwukrotnie dłuższy co ta sama trasa bez czarnej maski - mogło by być lepiej. Czas na stress circut.
Teraz to samo zadanie tylko po drodze czekają na mnie wszelkie możliwe awarie. Freeflow, odpięte butle, uderzenie w kamienie, zakręcone zawory, zgubienie światła, zaplątanie w linę, dodatkowe poręczówki tworzące T itp. Chyba moje ulubione ćwiczenie z całego kursu! W końcu zabawa na całego! :)
 
 

Dzień 6 - line laying and connecting to mainline

 
Kolejny dzień zaczął się od kolejnego kubła zimnej wody. Pierwsze poręczowanie i świadomość, że to dzisiaj wchodzimy do jaskini sprawiły, ze zapomniałem, że priorytetem jest trym, kontrola i to co jest tu i teraz a nie to co będzie. Jest to moim zdaniem punkt kulminacyjny całego kursu, ponieważ to tutaj wszystkie umiejętności muszą zacząć współgrać razem. Obie ręce są zajęte i nie ma już czasu na szlifowanie podstaw. Nie ma pływalności i kontroli - nie ma sensu iść dalej.
Każdy tie-off musi być dobrany tak, aby lina tworzyła jak najprostszą drogę wyjścia w wypadku zerowej widoczności.
 
Wejscie do jaskini
 
Znak ostrzegawczy - napisy trochę się "sprały":)
 
Pierwsze poręczowanie zrobił Vince jako demonstracje, żeby pokazać mi jak dobierać nalepiej miejsca tie-offów i jak robić to efektywnie.
 
Poręczowanie
 
 
 
 
Całe poręczowanie musi odbywać się z obserwacją jaskini (global awarness), zbieraniem punktów referencyjnych, układu liny, komunikacja z partnerem i w uwadze, żeby nie przesunąć przypadkiem płetwą po dnie, bo widoczność spada do zera.
Dodatkowo zadanie utrudniała haloklina, która praktycznie uniemożliwiała sprawny dobór kolejnych tie-offow przez minimalna widoczność.
 
 
 
Połączenie do lini głownej
\
 
Kolejnym faktem tutaj jest , ze nurkowanie w jaskini bez o-led'owego wyświetlacza w komputerze nie idzie w parze.. Nie ma opcji podświetlać tarczy, bo nie ma na to czasu( i jest to mega upierdliwe).
 
Ciasteczka personalne
 
 
Po kilku próbach udało się i wyszło to nawet nie najgorzej.
 

Dzień 7 - line laying - more practice and random equipment failures

 
W kolejnym dniu ćwiczyliśmy więcej poręczowania. Teraz za zadanie miałem dodatkowo wrócić po linie którą poprowadziłem w czarnej masce i zanotować wady tego konkretnego prowadzenia liny.
Dodatkowo zaczęliśmy robić wycieczki do jaskini z losowymi awariami.
Vince postarał się, aby awarie nastąpiły w jak najmniej przeze mnie oczekiwanych momentach:)
 
Na przystanku bezpieczeństwa przećwiczyliśmy dodatkowo wymianę ustnika drugiego stopnia automatu. Tym razem wszystko poszło gładko i Vince mógł zcertyfikować mnie w stopniu cavern bez żadnych wyrzutów sumienia. Podobno od tego momentu już jest tylko łatwiej - oby!:)
 
 

Dzień 8 - Lost diver in cave

 
Swoje intro to cave zacząłem z kolejnym instruktorem - Olivierem. Poprzednicy przekazali mu dokładnie jakie ćwiczenia wykonywałem, co jest moją najsłabszą stroną i co kontynuować.
Pierwszy dzień zaczęliśmy na sucho trenując lost diver drill z linką zaporęczowaną między drzewami w cenocie Tajma ha.
 
Na pierwszym nurkowaniu zaporęczowałem się do linii głownej jaskini i popłynęliśmy kawałek od wejścia, żeby potrenować poznany protokół w praktyce. Ćwiczenia poszły relatywnie dobrze, aczkolwiek zapomniałem zostawić zapalonego światła i były uwagi co do komunikacji, wiec postanowiliśmy powtórzyć to na drugim nurkowaniu. Dodatkowo w drodze powrotnej Olivier kilkukrotnie sprawdzał moją czujność, gasząc światło, symulując różnorakie awarie. Przećwiczyliśmy również gas sharing podczas przepływania w restrykcji z modified flutter Kickiem.
 
W drugim nurkowaniu powtórzyliśmy lost diver korygując błędy i na przystanku bezpieczeństwa dodatkowo przećwiczyliśmy czyszczenie automatów. Chwała dla puszek apeksa, które się rozkręca bardzo łatwo bez żadnych narzędzi. W wypadku scubapro mk25 podobno trzeba brać ze sobą pod wodę zestaw kluczy (!).
 
Na koniec dnia dostałem czarna maskę i zacząłem ćwiczyć lost line na sucho. Kiepsko wykonałem pierwszy tie-off tracąc kierunek i poszukiwanie liny zajęło mi 25 min.
Po drodze strąciłem kilka śmietników więc musiał być niezły ubaw:)
 

Dzień 9 - Lost line + equipment failures in cave

 
Ostatni dzień. Tym razem lost line w jaskini, mask replacement i pozostałe nurkowania bardziej rekreacyjne jeżeli wszystko pójdzie dobrze.
 
Ten dzień zaczął się dla mnie fatalnie -wypiłem chyba za mało kawy z rana.
S-drill zajął mi dwa razy tyle czasu co normalnie, jak zacząłem poręczować to wzbudziłem cały osad z dna, zaplątałem się we własna poręczówkę i upuściłem latarkę (:))
Nie pokonaliśmy połowy dystansu i Olivier zakończył nasze nurkowanie sygnałem "call the dive".
Na powierzchni odbyliśmy bardzo długą rozmowę i Olivier (co zrobił słusznie) powiedział mi, że się ogarnę albo do jaskini to my dzisiaj nie idziemy. Poznałem tutaj w praktyce zasadność s-drilla przed każdym nurkowaniem.
 
Ustaliliśmy, że na początek zaporęczuje do linii głównej dla powtórki i treningu a potem będziemy myśleć co dalej. Chyba słowa krytyki podziałały jak kawa, bo nagle mój trym i kontrola powróciły.
Dostałem sygnał, że kontynuujemy ćwiczenia. 
 
Wpłynęliśmy do jaskini i dostałem czarną maskę. Po założeniu jej zostałem przetransportowany w miejsce na uboczu z dala od liny. Zacząłem protokół poszukiwawczy.
Ponieważ znowu zdryfowałem robiąc tie-offy całość zajęła mi około 20 minut.
W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać:
- minęło 10 czy 40 minut?
- ile mam jeszcze gazu?
- czy instruktor dalej gdzieś tu jest czy może dawno go zgubiłem?
wiedziałem jednak, że sprawdziłem już większość kierunków wiec musze w końcu znaleźć tą pieprzoną linę - i znalazłem!
Na wyjściu przećwiczyliśmy jeszcze raz mask replacement i standardowo v-drill'e na przystanku bezpieczeństwa.
 
Ostatnie nurkowanie zdecydowaliśmy, że zrobimy w drugiej jaskini odchodzącej z tego samego cavernu, żebym miał okazje przećwiczyć jeszcze poręczowanie i optymalne szukania miejsc na tie-offy. Plan był taki, że płyniemy maksymalnie 25 min w głąb jaskini na 1/6 gazu. W drodze powrotnej ćwiczymy jeszcze możliwe awarie.
 
Było to fajne podsumowanie bo udało nam się dopłynąć do przepięknej groty "room of reflections". Zawróciliśmy i nagle moim oczom ukazała się ciemność.
 
Zdawałem sobie sprawę, że mój gral nawet na 50% ma spore zużycie, ale żeby 3 krótkich nurków nie dał rady?. Kalkulowałem, że w trybie 50% wytrzyma co najmniej 150 min. co okazało się grubą pomyłką. Odpaliłem backup, zmieniłem pozycje na pierwszego członka zespołu i spokojnie wróciliśmy. Tym razem to nie ja zwijałem linkę, więc po drodze pomogłem tylko odwiązać kilka tie-offow.
 
Co ciekawe mój instruktor miał grala 6ah i dużo słabsza głowice i swobodnie starcza mu na 3 do 6 godzin! Wniosek jest taki, że gl7 daje piękne światło, ale jest zdecydowanie zbyt silna jeżeli chodzi o pobór mocy.
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz